26 października 2012

SKYFALL - czyli upadek i powrót Jamesa Bonda

Premiera. Godzina 00:07. Na sali pobudzenie. Strach, frustracja, zaciekawienie. Jaki będzie nowy Bond? Czy będzie taki jak Quantum of Solace? Czy znów zobaczymy agenta jej Królewskiej Mości w realistycznym wydaniu - w świecie kłamstw i brudu?

Nie będę ukrywał, że można było na sali kinowej wyczuć pewne napięcie. Czekaliśmy. Na Bonda. Na tego nowego, złego, którego fani serii (po dwóch ostatnich częściach) się obawiali. Niepotrzebnie. Bond powstał. Wstał po upadku i zaskoczył nas wszystkich. Stary, dobry Bond powrócił.

Od paru tygodni wszyscy fani Bonda bali się. Wokół już 23 części przygód agenta jej Królewskiej Mości urosło wiele mitów i plotek, a sami twórcy co chwilę dolewali oliwy do ognia. I tak widzieliśmy Bonda na olimpiadzie, reklamie piwa, kosmetyków. Jeszcze chwila a 007 zacząłby reklamować lodówki. Pogoń za licencją i pieniędzmi nie podobała się przede wszystkim zagorzałym fanom. Bo jak to tak, bezcześcić legendę w 50 urodziny serii.

Nadzieja powróciła wraz z Adele i tytułowym utworem Skyfall. Utrzymany w starym bondowskim stylu utwór, spowodował że wiele osób zaczęło się zastanawiać, czy przypadkiem twórcy nie wracają po woli do korzeni serii. Czy wysłuchali opinii i zrezygnowali z realistycznego filmu w stylu Bourne'a?







Poniekąd wróciliśmy do starej formuły. Poniekąd.

Nazywam się Bond. James Bond. Nie błąd.

Jako ULTRA-fan Bonda miałem wiele obaw. Obaw wywołanych oczywiście poprzednim filmem. Dla mnie Quantum of Solace był wprost mówiąc filmem słabym. Scenariusz sklecony  naprędce, zero charakterystycznych postaci, no i fabuła nie mająca kompletnie żadnego sensu (nawet jak na bondowskie standardy). To wszystko sprawiło że od momentu premiery nie obejrzałem tego filmu ponownie. Chciałem zapomnieć, że 22 część została w ogóle nakręcona. JEDNAK, zostałem pozytywnienie zaskoczony!


Sama fabuła choć nie należy do najbardziej wyszukanych, też czasem potrafi zaskoczyć. Widz, nie jest też traktowany jak idiota, i nie podsuwa mu się gotowych odpowiedzi (choć to nie oszukujmy się - Bond, wielkich spisków to tu nie znajdziemy). I choć chciałbym napisać coś więcej, to tego nie zrobię. Czemu? By nie psuć zabawy, szczególnie fanom, którzy będą wstanie doszukać się naprawdę wielu smaczków i aluzji (wracają stare dobre dialogi, żarty sytuacyjne i aluzje).

Brawa należą się też aktorom. Śmietanka brytyjskiej kinematografii. To widać. Nie ma miejsca na amatorszczyznę. Nie dość że wszyscy trzymają fason, to jeszcze ta typowa "brytyjska" prezencja! (Nawet Daniel Craig w końcu stał się Bondem, a nie marną namiastką tak jak to było w Casino Royale).

Więc warto?


 Według mnie - tak. Czemu? Z prostej przyczyny - to znów jest film o Jamesie Bondzie. Nie kolejna kalka Tożsamości Bourne'a. Bond, najprawdziwszy Bond. Mamy pościgi? TAK. Mamy strzelaniny? TAK. Ładne kobiety, szybkie samochody, wielkie wybuchy, złego do szpiku kości Nemesis? TAK, TAK, i jeszcze raz TAK. Więc jeśli kochałeś stare "Bondy" lub po prostu lubisz dobre kino akcji, nie czekaj. Skyfall cię pochłonie. I pozostawi miłe uczucie. Takie, jakie towarzyszy po obejrzeniu dobrego filmu akcji.


[Oczywiście to tylko kilka moich spostrzeżeń (nie recenzja) napisanych z wielkim bólem. Czemu bólem? Bo spodziewałem się filmu słabego. A dostałem Bardzo Dobry film o Bondzie. Nie idealny, ale jednak. Jako fan serii jestem USATYSFAKCJONOWANY]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz