26 października 2013

JWG - Na japońskiej ziemi! (Lotnisko Narita)

W poprzednim wpisie starałem się stworzyć napięcie, opisując pierwszy dzień, który z punktu widzenia programu podróżniczego byłby cholernie nudny. Nie ma co się dziwić, prawie 20 godzin podróży w żaden sposób nie może być fascynujący i w takich programach zwykle kończy się na 60 sekundowej kompilacji krótkich ujęć z samolotu, przyspieszonych o jakieś 300%. Tym większy był mój zachwyt gdy wylądowaliśmy na Tokijskim lotnisku. W końcu będę mógł zacząć swoją wyprawę, z której napiszę ogromnie wielką relację!

Taa, jasne.. Tak na prawdę marzyłem już tylko o tym by wysiąść z samolotu...

Pierwsze chwile na japońskiej ziemi nie były niczym specjalnym. Ot długi na kilometr łącznik, który (tak zgadliście łączył różne części lotniska) pozwolił nam na kilometrową podróż (na piechotę) od rękawa tuż do sali przylotów. Muszę przyznać, że na początku byłem lekko spanikowany (żeby nie powiedzieć nieziemsko spanikowany), gdyż pierwszym co nas przywitało były kamery na podczerwień połączone z komputerem wielkości szafy. Z początku przypominało to bardziej przestarzałego Mecha niż machinę medyczną, jednak sam wygląd nie był tak straszny jak funkcja, którą ta machina pełniła. Jej zadaniem jest oczywiście odsyłanie chorych Gaijinów z powrotem do domu.

W tym miejscu należy wtrącić kilka słów o owej maszynie zagłady. Skaner  medyczny- IRD (czy jak go tam jajogłowi nerdzi od medycyny nazwali) został wymyślony przez japońskich/nowozelandzkich (kwestia sporna) uczonych w celu ochrony kraju przed ludnością z niecywilizowanej Europy/Stanów chorych na Sars/ptasią grypę/[miejsce na nową epidemię]. Całość działa dobrze, i faktycznie pozwoliła zatrzymać dużo osób, które nawet nie wiedziały o tym, że chore są. ALE jak przystało na maszynę rodem z MADE IN JAPAN maszyna ta jest lekko nad pobudliwa i możliwe były sytuacje gdy osoby będące lekko podziębione były odsyłane z kwitkiem. PODOBNO tak było (plotki rozsiewane przez obcokrajowców? Nie sądzę). Kwestie bezpieczeństwa w Japonii to nie przelewki..

Także przerażenie na widok tejże maszyny oraz fakt, że klimatyzacja w samolotach raczej chłodzi a nie grzeje (przez co miałem lekką gorączkę) czynił, że pociłem się niczym.. Polak na lotnisku na myśl o deportacji. Nerwowo i powolnym krokiem przeszedłem przez skaner i....

Okazało się, że maszyna była wyłączona.

Pierwszy sukces na japońskiej ziemi, Panie i Panowie Gorky nie zostanie deportowany z powodów zdrowotnych - pomyślałem. Z radością na twarzy mogłem przystąpić do kolejnego punktu programu - uzyskanie Wizy turystycznej.


Jak już wspominałem kwestie bezpieczeństwa są dla Japończyków ważne. Nikt w końcu nie chce
Na lotnisku nie wolno robić zdjęć i jak
przystało na Japonię, przepis ten jest mocno przestrzegany.
wpuścić do swojego kraju niebezpiecznych terrorystów, handlarzy narkotyków czy osób wwożących niebezpieczne przedmioty. Dlatego jeszcze w samolocie wszyscy obcokrajowcy (albo osoby wyglądające choć trochę jak obcokrajowcy) dostali piękne żółte karty formatu biletu na koncert, na których trzeba było z czysto japońską precyzją wpisać kilkanaście danych. Faktu nie ułatwiały wyjaśnienia w języku japońskim, które były krótkie i zapisane tylko w Kanji, ani podpisy w języku angielskim, które lekko mówiąc były mylące. Jeszcze śmieszniejszy był fakt ile miejsca było zostawione na poszczególne dane. I tak na Nazwisko była jedna kratka długości 7cm a na imię kratka długości 21cm... Próba wpisania czysto wschodnio-europejskiego dwu-członowego nazwiska kończyła się salwą śmiechu połowy samolotu, przy wielkim zdziwieniu japońskiej części pasażerów. Karta oprócz miejsca na dane personalne zawierała też część drugą opisaną krótkim hasłem: "Please be serious and answer correctly".  Dewiza jakże trafna do samych pytań.

Przykłady? Proszę bardzo:
-"Czy w przeciągu ostatnich trzech lat zostałeś deportowany z terytorium cesarstwa Japońskiego?"
Rozumiem, że to arkusz i z tego powodu został u standaryzowany, bo pytanie kogoś kto nigdy nie był tym kraju o wcześniejszą deportację może z początku wydawać się mało logiczne. No dobra, ale co mamy dalej.

-"Czy obraziłeś kiedyś Cesarza bądź władze Japońskie i czy z tego powodu zostałeś deportowany?"
Nosz, nie byłem deportowany (jeszcze, na szczęście) więc po co te pytania?? Jakbym znał japoński to bym normalnie napisał, że kocham Cesarza i jak go tylko spotkam to ukłonię się czysto japońskim ukłonem zarezerwowanym tylko dla niego (t.j. 90 stopni). Bam! Jaka wiedza, no nie? No dobra, kolejne pytanie.

-"Czy handlowałeś kiedyś substancjami zakazanymi typu używki, bądź popełniłeś wcześniej przestępstwo w Japonii bądź innym kraju w przeciągu ostatnich 3 lat?"
Tak, na pewno i to nie raz ale sądziłem, że to nie czas i miejsce na wypisywanie swoich osiągnięć. Czy może być lepiej?

-"Czy masz przy sobie narkotyki, psychotropy, leki zakazane, amunicję, broń bądź to przedmioty niebezpieczne i zakazane w Japonii?"
Szczerze? Pytanie o broń i amunicję lekko mnie zbiło z tropu. W końcu lecę samolotem linii Emirates, który jest szczelnie kontrolowany, tak samo jak wszelkie osoby, które chcą do niego wsiąść.. Ale rozumiem, mogło się trafić, zapytać trzeba, a Japończyk liczy na to, że międzynarodowy przestępca będzie szczery i napisze w oświadczeniu, że OCZYWIŚCIE wwożę ze sobą broń i narkotyki. Taka wiara w ludzkość tylko w Japonii. Czy to był koniec? NOPE.

-"Ile wwozisz ze sobą gotówki Podaj dokładną kwotę i symbole walut."
Myślałem, że lekko wyjdę z siebie, bo w UE jest powiedziane - Nic nas nie obchodzi ile kasy wwozisz, byle było to poniżej 10tysi (EURO), powyżej - zgłoś na przejściu, ale jak chcesz. Więc takie pytanie lekko mnie uraziło ale przecież nie powiem tego celnikowi na granicy bo gotów mnie przepraszać i pisać oficjalną notę. W końcu to Japonia - kraj, gdzie dobre maniery są stosowane nawet gdy tego nie chcesz.

Cała "ankieta zła" kończyła się standardowym jak na Japonię sformułowaniem "Mamy nadzieję, że jesteś szczery i nas nie okłamujesz. Dziękujemy za wypełnienie ankiety bezpieczeństwa, która umożliwi nam wydanie ci wizy. Dziękujemy."
Z wypełnioną wizą stałem w kolejce do okienka, czekając aż Pan Celnik obsłuży inne osoby i pokaże mi, że mogę podejść do okienka. Nie miało to nadejść od razu, a jego mina w stylu "kill me" mówiła sama za siebie.

Wspomniany wcześniej łącznik. Tak, jest cholernie długi..
Sama procedura wizowa jest prosta ale wielostopniowa. Na początek Pan/Pani celnik sprawdza czy wypełniona wcześniej karta jest prawidłowo wypełniona (obstawiam, że mimo braku znajomości angielskiego jest to tylko formalność). Jeśli nie ma się karty (co oznacza, że linie lotnicze są be i nie lubią cesarstwa) zostajemy skierowani na bok, gdzie czekają na nas te same karty wizowe we wszystkich językach świata! Tak naprawdę to tylko po chińsku, japońsku, angielsku i francusku, ale jak to mówią, "It's SOMETHING!".

Dalej już idzie łatwiej i stoimy w długaśnej kolejce do okienka ze zmęczonym Panem Celnikiem. W tym miejscu otrzymujemy wizę, która jest WSZYWANA do naszego paszportu zszywką i dwie naklejki, które są wizami z kodem QR. Szybkie i wygodne rozwiązanie. Przy okazji poczucie naszej wolności osobistej zostaje mocno naruszone gdyż musimy zostawić na skanerze odciski obu kciuków i zdjęcie całej twarzy, które zapewne posłuży do analizy naszej siatkówki i owalu twarzy.. A ludzie narzekają na Stany i NSA.. No cóż, jak mus to mus, w końcu chcę wjechać do Japonii pomyślałem i uśmiechnąłem się tak szeroko, że zawiesiłem system..
Po restarcie komputera, zostałem poinstruowany by nie przyciskać tak mocno kciuków i po powtórnym zdjęciu kciuków i słit foci wszystko było już ok. Dostałem wizę! Teraz już tylko odebrać bagaże i... Wait.. kontrola osobista?

Lekkim szokiem był fakt, że po otrzymaniu wizy musimy jeszcze przejść kontrolę może nie tyle osobistą, co po prostu kontrolę bagażu osobistego. Cała kontrola była lekko śmieszna, bo kolejny już pan celnik zapytał nas skąd jesteśmy i czy nie wwozimy substancji niebezpiecznych... OK, nie ma to jak zaufanie do ludzi. Cała kontrola była jedną z przyjemniejszych (w porównaniu do np. kontroli na granicy syryjsko-jordańskiej gdzie wszystkie nasze rzeczy są wypieprzane z walizek jeśli akurat będziemy mieli nie farta) i umożliwiła mi zapoznanie się z podstawowymi zwrotami japońskimi zastępującymi wszelaką komunikację, t.j. sumimasen/arigato. Te dwa zwroty w połączeniu ze słówkami gomenasai, kombawa i paroma innymi powodują, że człowiek może porozumieć się w kraju kwitnącej wiśni prawie że idealnie i co najważniejsze nie wygląda się jak idiota-obcokrajowiec. Nawet jak nie wie się o czym mówi twój japoński rozmówca powtarzaj cały czas Hai, hai, hai a wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli nie wiesz, co mówi do ciebie pan celnik..

Kolejny punkt - w końcu odbiór walizek. Ten moment zapadł mi w pamięci, gdyż było to moje pierwsze zetknięcie ze zjawiskiem, które można nazwać ukrytym bezrobociem. Jak to się dzieje, że Japonia, kraj zamieszkiwany przez 135 milionów ludzi oficjalnie ma próg bezrobocia na poziomie 5 procent? Rozwiązanie jest proste, choć wymaga sporo pieniędzy i pomysłowości. Zatrudniasz jak najwięcej osób do robienia małych zadań. Jako przykład można podać stację benzynową. W polskich warunkach na stacji może pracować od trzech do pięciu osób. Jedna przy nalewaniu paliwa, jedna przy kasie i jeszcze jedna na zaplecze bądź do pomocy. W Japonii na tej samej stacji benzynowej może pracować od dziesięciu do dwudziestu osób. I tak jeden pan będzie nalewał paliwo do twojego samochodu, drugi mył szyby a trzeci wycierał lusterka w twoim krążowniku szos i witał cię jak wysiądziesz z samochodu. A to wszystko jeszcze zanim wejdziesz na samą stację. Dlatego sytuacja przy taśmie bagażowej nie mogła być inna. Samą taśmę obsługiwało z pięć Pań, ubranych w nienaganne kombinezony, w barwach lotniska, z czego jedna przechadzała się powoli z tablicą jaki lot może odebrać bagaże, druga krzyczała informując po angielsku i japońsku, że bagaże można już odebrać, a trzecia biegała z delikatnymi bagażami, takimi jak tuba z wędkami szukając właściciela tychże wędek.

Dla człowieka z Europy Wschodniej był to istny cyrk. Wróć, kosmos. Nie, nie, nie. Kosmiczny cyrk, w który trudno mi było uwierzyć. Nie muszę chyba mówić, że dzięki wprowadzeniu takich technik odbiór bagażu zajął nam tylko pięć minut, dzięki czemu mogliśmy przystąpić do kolejnej czynności ekstremalnej - wymiany gotówki.

Wymiana gotówki w Japonii nie należy do najprostszych. Problem polega na tym, że działalność kantorów jest znacznie utrudniona, przez co liczba takich przybytków nie jest duża. Sytuacji nie poprawia fakt, jak bardzo restrykcyjna jest to procedura w japońskich bankach. Żeby wymienić gotówkę (jako obcokrajowiec)  w banku należy wypełnić specjalny formularz w języku angielskim i procedura ta musi być potwierdzona przez managera. PODOBNO tak to działa. Według mnie jest to straszak, który ma zniechęcić obcokrajowców to szukania kantorów na mieście, które w większości przypadków PODOBNO należą do Yakuzy i zachęcić do korzystania z kantorów na lotnisku. Jestem skłonny w to uwierzyć biorąc pod uwagę fakt, że kantory na lotniskach należą do dużych japońskich banków, ale nie zmienia to faktu, że i tu trzeba zmierzyć się z japońską papierkową robotą. Na początek podchodzimy do stoliczka, przy którym starszy Pan pyta, jaką walutę chcemy wymienić i w jakim języku chcemy dostać formularz (pyta o to mimo, że formularz jest tylko po angielsku bądź japońsku). Formularz sam w sobie jest dość ciekawą i pożyteczną rzeczą, gdyż ułatwia życie nie tylko nam ale i Panu/Pani w kantorze. Wpisujemy na nim kwotę oraz walutę jaką chcemy wymienić oraz w jakiej formie chcemy dostać pieniądze (tak, można poprosić o bilon, co w kraju pełnym automatów jest ważną sprawą). Zatem sama wymiana gotówki przy okienku jest już tylko formalnością co szczerze przyznam jest miłym zaskoczeniem.

Czy trzeba wymieniać gotówkę w Japonii? Ależ oczywiście. Jest to kraj mocno skodyfikowany i trzymający się zasad, zatem rzeczą niewyobrażalną dla sklepikarza na pasażu Namba jest byśmy próbowali zapłacić na przykład w dolarach. Jesteśmy w Japonii dlatego płać w Yenach. Zasada prosta i należy jej się trzymać.

Szczerze mówiąc wszelkie te formalności na lotnisku oraz wszelkie inne "questy" mające na celu ułatwienie nam poruszania się po Japonii lekko mnie zmęczyły, zatem wyjazd do hotelu w centrum Tokio uznałem za zbawienie. Zatem jeszcze tylko chwila i będziemy mogli odpocząć w hotelu.

Wait, jak to lotnisko znajduje się godzinę jazdy od Tokio?


No cóż, Tokio przybywamy!



W kolejnym wpisie  noc w Tokio, spotkanie z uber-sedesem, aklimatyzacja oraz typowo japoński posiłek ze stacji benzynowej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz