Do napisania kolejnego wpisu potrzebowałem dwa albo i trzy razy więcej czasu niż zwykle. Nie jest łatwo w sposób krótki spisać wszystko, co napotkałem w Japonii..
Ah, ta Japonia. Nawet teraz, siedząc w warszawskim fast foodzie, wspominam z radością tamtą podróż. Podróż, która pozwoliła mi spojrzeć pod innym kątem nawet na takie banalne sprawy jak jedzenie. Tak więc jesteśmy z powrotem w Tokio, mamy wieczór i dwójkę Gaijinów wyruszających z hotelowego pokoju w poszukiwaniu zapasów. Dzień jak co dzień w mieście takim jak Tokyo.
Zanim wyszliśmy na miasto, postanowiliśmy raz jeszcze "przeszukać" hotel w poszukiwaniu ciekawostek i czegoś, co mogło by się przydać na później (czytaj - jedzenie). Brzmi trochę jak gra RPG? No cóż, 12 tysięcy kilometrów od domu człowiek woli upewnić się, że nie umrze z głodu, znajdzie jakiś ekwipunek albo nie ugryzie go jakieś zwierzę (WHAT Gorky.. mniej Grania - więcej pisania). Na szczęście Japonia to bardzo bezpieczny i normalny (czy aby na pewno?) kraj. No i jest to przede wszystkim bardzo rozwinięty kraj, o czym może świadczyć na przykład ilość maszyn vendingowych.
Jak mówią(iły) badania z 2005 roku o "industrializacji kraju i rozwoju usług" (czy jakoś tak, tytułu dokładnie nie pamiętam), na jednego mieszkańca Japonii przypada(ło) 3,5 automatu. Jeśli weźmiecie pod uwagę, że Japonię zamieszkuje ok. 135mln ludzi, to liczba ta wydaje się wam nierealna? Mnie też się wydawała do czasu, kiedy spotkałem się z automatami face-to-face. A spotkanie to nadeszło bardzo szybko, bo, jak się okazuje, nawet w hotelach są automaty.
To małe po lewej, automat z kartami do VOD. |
PIWO! |
Aż ślinka leci.. |
To uczucie, gdy wychodzisz z hotelu w środku nieznanego kraju,zawsze jest takie samo. Lekki strach wymieszany z zaskoczeniem i niepewnością. Oczywiście wszystko zależy od osoby podróżnika i samego kraju. Łatwiej jest, gdy kraj jest bliżej naszej ojczyzny i jest w tym samym (bądź podobnym) kręgu kulturowym. Gorzej, jak jest się na drugim końcu świata i na dodatek nie zna się kompletnie języka i kultury. Faktu też nie ułatwia industrialna zabudowa i kompletne ciemności, które w Tokio są chyba jakąś porąbaną normą. Szliśmy więc tokijską ulicą w stronę, jak nam się wydawało, stacji, uzbrojeni jedynie w trochę wiedzy o kulturze japońskiej i niewielki zasób wiedzy socjologicznej. Musiało to wystarczyć, bo, jak się okazało, nikt przed wyjazdem nie ogarnął się na tyle, by pouczyć się japońskiego. Bez znajomości miasta, języka i znaków (a trzeba dodać, że KANJI są wszędzie) przemierzaliśmy po kolei kolejne tokijskie uliczki, napotykając po drodze na różne miejsca mniej bądź bardziej ciekawe. Na pierwszym miejscu tego wieczora uplasował się na pewno automat z... majteczkami.
Nie, nie moje zdjęcie. Szczerze, aż głupio bym się czuł robiąc takiej maszynie zdjęcie.. Ale polecam zajrzeć do internetu. Można tam znaleźć fotki takie jak powyżej.. Te akurat są nowe.. CHYBA.. |
Jeśli sądzicie, że nikt tego nie kupuje, to jesteście w błędzie. I to dużym. Jest to dziwny, ba, cholernie dziwny fetysz, którego na szczęście nie ogarniam i na pewno nie chcę ogarniać, ale Japończycy lubią to. I to lubią przez duże L. Majtkowy fetysz jest chyba jednym z największych, tuż obok stóp, no i oczywiście piersi. Stąd też pojawiająca się w dużej ilości anime/mang motyw majtek czy nawet specjalne żabie ujęcie wprost na wielokolorowe bądź klasyczne białe pantsu.. Tak więc za mną był już pierwszy freak-point na mojej freak-liście.
No dobrze, ale gdzie ten sklep? O tym oczywiście w kolejnym wpisie.
[Zamiast sklepu znaleźliśmy dwustuletnią świątynię..]
[Zamiast sklepu znaleźliśmy dwustuletnią świątynię..]
JWG - Widzę automaty. Wszędzie automaty.
Views:
23
Category:
japońska wyprawa,
wyprawy