Nie jestem przyzwyczajony do pisania długich i
skomplikowanych felietonów i artykułów. Zmuszony jednak przez sytuację i brak
czasu przez innych członków BC musiałem wrócić do roli pseudo felietonisty.
Powiedzmy, że idąc na kompromis, zaproponuje wam, kilka moich luźnych
przemyśleń na temat grania offline/online.
Branża gier to niesamowita machina. Machina która raz
naoliwiona nie zwalnia, nieprzerwanie dając „fun” i rozrywkę milionom ludzi.
Jednak sposób w jaki obcujemy z grami zmienia się wraz z rozwojem technologii.
Na początku był Pong i człowiek wiedział, że jest to gra
dobra. Proste zasady, czytelna grafika, a co najważniejsze nowy sposób spędzania
czasu. Czasu spędzanego razem w rodzinnym gronie. Gra była pretekstem by móc
zagrać razem z bratem bądź innym członkiem rodziny, dając przysłowiowy „fun” i
co najważniejsze pogłębiając (bądź wręcz przeciwnie jeśli gra szła nie pomyśli
graczy) więzi międzyludzkie. I sytuacja ta niestety się zmieniła. Wraz z
atomizacją społeczeństwa, gry zaczęły dostawać tryb dla jednego gracza, i
zaczęliśmy konkurować z maszyną, zamiast innym, żywym graczem. Biedny Pong też
się zmienił, powodując, że setki amerykańskich dzieci przestały grać z
rodzicami. Zamiast tego samotnie siedziały w salonach, pogłębiając tylko już i
tak wielkie stereotypy dotyczące gier.
Sytuacja ta panowała aż do połowy lat 90-tych. Granie stało
się czymś „dziwnym”, osobniczym. Ograniczenia sprzętowe sprawiały zaś, że nikt
nie latał z komputerem po całej dzielnicy. Nikomu nie przyszło by do głowy
organizować 40 osobowe imprezy z graniem w tle. Co najwyżej w gronie dwóch
przyjaciół testowano tryb kooperacji. Jeśli taki tryb został przewidziany w
grze. I samej konsoli (niektóre konsole odgórnie były planowane jako machiny
dla jednego gracza, uniemożliwiając nawet podpięcie więcej jak jednego
pada/joysticka). Rewolucją miały być komputery
klasy PC. Wyszło jednak kompletnie inaczej.
Lata 90-te to także gwałtowny rozwój komputerów klasy PC.
Zmniejszenie ich ceny, oraz wielo-zadaniowość (pretekst by kupić PC w 1995 roku
– maszyna do pisania i pracowania) sprawiły, że zajęły one miejsce konsol w
krajach zachodnich, bądź tak jak w Polsce stając się pierwszą maszyną służącą
do gier. Problem stanowi konstrukcja PC.
Nie trzeba być ekspertem z branży by stwierdzić, że
konstrukcja pecetów jest inna niż konsol. Klawiatura, ekran, myszka. Jest to
ewidentnie zestaw dla JEDNEJ osoby. Co prawda były próby mniej lub bardziej
udane. Jednak po dziś dzień pamiętam próby grania w Fifę na jednej klawiaturze.
Nikt nie wpadł na to by podłączyć dwa joysticki…
Zmianę miał przynieść rozwój Internetu. Możliwość grania w
ulubione gry był rewolucją, nawet jeśli było to okupione licznymi błędami i
ograniczeniami. Jednak to nie było i nie będzie to samo co radosne ogrywanie
gier razem na jednej kanapie.
Dobrze pamiętam pierwszą falę „on linowego szaleństwa”. Gry
pokroju Quake czy Unreala spopularyzowały granie online, powodując już
kompletne odejście od trybów kooperacji czy jakiej kolwiek formy splitscreenu
na komputerach (jeśli są takie gry – proszę podajcie przykłady). Wszystko
zastąpiły rozgrywki online, zmieniając już do końca graczy w wyalienowanych
jednoosobowych ekspertów (każdy był najlepszy i miał najlepszy wynik).
Kilka lat temu branża zaczęła dostrzegać pewne problemy.
Firmy takie jak Nintendo czy Microsoft zaczęły kierować się w stronę niedzielnych graczy, a gry zaczęły
być coraz prostsze. Przy okazji niektórzy developerzy zaczęli dostrzegać lukę w
rynku. Pojawiła się moda na gry muzyczne (która wraca regularnie mniej więcej
co 10-15 lat), a nawet na gry bazujące na schemacie Co-op (Army of Two, Kane
and Lynch). Był to jednak za krótki okres czasu by przyzwyczaić „hardkorowych
graczy” do powrotu do korzeni. Wszyscy już dawno okopali się w swoich
sypialniach wraz z komputerami i nowymi konsolami (ciekawy schemat przenoszenia
konsol i PC z salonu do sypialni. Wystarczy sprawdzić większość znanych
youtuberów – większość nagrywa w sypialni).
Jak będzie wyglądać przyszłość gier? Patrząc w przyszłość sytuacja
ta też jest nie jasna. Z jednej strony dostajemy popularną ostatnio opcję streamu
(zapowiedzianą np. w PS4), przy okazji rezygnując ze split screenu. Ewolucja
czy wymysł branży?
Inna kwestia to indywidualność jednostek i samolubne
postępowanie graczy.Takie zachowanie powoduje, że nie są oni już w stanie
współpracować. Bardziej opłaca im się konkurować, bądź nawet wzajemnie
zwalczać. Ratunkiem mogą być gatunki gier typu rpg czy mmo, w których to graczy
ZMUSZA SIĘ do współpracy (levelowanie, wspólne pokonywanie wrogów, tworzenie
gildii). Byłem już świadkiem wielu takich prób i mam nadzieję, że uda się to
tak jak udało się twórcą Enemy Territory. Bo nawet „zwykła strzelanka” smakuje
kompletnie inaczej, gdy walczymy jako zgrany zespół, a nie banda
indywidualistów podpisujących się Nickiem w stylu „ King pussy Rider”.
Gracz samotny - upadek kooperacji na rzecz jednego gracza
Views:
203634
Category:
BC.pl,
według mnie..
0 komentarze:
Prześlij komentarz